Godz. 4:30 Zbiórka na skrzyżowaniu.
Pierwsza na miejsce spotkania dotarła Beata, żeby nie musiała nas gonić. Goście z Ciasnej zostali podwiezieni (kawałek skorzystaliśmy również z Jadzią) Heniek idzie w zaparte i nie korzysta z żadnych ulg. Sylwia podwiozła Pawła i chociaż rozstanie było bardzo trudne w końcu Paweł zdecydował, że pójdzie mimo problemów z kostką u nogi. Jako ostatnia dobiega Bożena i jesteśmy w komplecie. Ruszamy w liczbie 8 desperatów, którzy gotowi są stawić czoła każdej pogodzie i dolegliwości ciała.
Godz. 6.00 Przystanek na Łebkach.Tutaj zatrzymujemy się, ponieważ tak każe tradycja. Wszyscy jeszcze pełni werwy i z optymizmem patrzą w przyszłość. Mimo, że komary podążają za nami krok w krok nie jest to dla nas żadna przeszkoda. Wszyscy wiedzą, co robić, kiedy odpoczynek a kiedy marsz. Jedynie nasza „NOWA" Kornelia Vieth, której pierwszy raz udało się wszystko zgrać, bacznie wszystkich obserwuje i wysłuchuje dobrych rad na przyszłość. Idziemy dalej. Jest nas tak mało, że nawet nie dzielimy się na grupy tylko idziemy wszyscy razem. Jedynie nasi dwaj panowie odskakują trochę do przodu, żeby pokazać swoją – dominację.
Godz. 7.13 ŚniadanieKiedy już trochę zaczyna burczeć nam w brzuchu, nagle pojawia się „śniadaniowy most" jak dla mnie to wyjątkowo szybko i mimo, że trochę pada a komary częstują się nami do woli, robimy przystanek i szybko zabieramy się do pierwszego śniadania. Bożena usiadła nieco na boku, podobno ma jakieś rarytasy, ale nie sposób nic podejrzeć. Za to Paweł całkiem otwarcie zachwala wyroby wędliniarskie znajomego masarza. Nie rozsiadamy się zbyt długo, bo przez te komary można nabawić się anemii. Jeszcze szybko do TOI-TOI i idziemy dalej.
Godz. 7.35 Ruszamy dalej.Pogoda nie może się zdecydować - czy ma padać czy nie. Musimy być w ciągłym pogotowiu z parasolkami w ręku. Jadzia i Bożena sprawiły sobie nawet piękne fioletowe, jednakowe. Mimo że pogoda nas nie rozpieszcza mamy nadzieję na jakiegoś loda w naszym sklepiku. Niestety brama jest zamknięta i jesteśmy zmuszeni iść dalej.
Godz.9.20 Stacja 5 „Źródełko"Szybko dochodzimy do Źródełka. Krótki odpoczynek, pogawędka z miejscowymi i chwila na umycie rąk - Nela odważyła się nawet na zamoczenie nóg. Jakoś dopiero dzisiaj do mnie dotarło, że to źródełko jest ku czci św. Huberta. Jednak podróże kształcą.
Godz. 11.00 Drugie śniadanie.Ponieważ nasze stare miejsce ucztowania zarosło trawą musimy szukać nowego i dopiero przystanek autobusowy zyskał naszą aprobatę(jest długa ławka i wszyscy się zmieszczą). Nie jest to uroczy zakątek, ale nie o romantyzm tu chodzi. Ważne żeby było gdzieś usiąść i coś zjeść. Każdy leczy nogi na swoje sposoby a do łask przychodzą klapki, laćki, słowem obuwie lekkie.
Godz. 11.30. RuszamyTeraz nie ma się już, na co oglądać tylko pchać do przodu. Pod nogi trzeba patrzeć, bo chodnik straszy samym widokiem, a iść po nim to zadanie dla wyczynowców. Na krótko przysiadamy jeszcze dla wyrównania zapachów od stóp do głów, chusteczkami odświeżającymi i ruszamy na podbój Częstochowy.
Godz. 12.52 DoszliśmyJesteśmy na placu u św. Barbary. Spotykamy grupę pielgrzymów ze Zborowskiego, którzy wybrali wersję „light", chociaż baaaardzo chcieli z nami iść tj. Ingrid. Sylwia i Usia, ale wszystkie zapewniające następny rok będzie należał do nich. Teraz już każdy na swój sposób dociera przed Cudowny Obraz a nasi niezawodni kierowcy Małgosia, dwa Piotrki i Damian zabierają nas do domu.
I tak szczęśliwie nasza pielgrzymka dobiegła końca, a my już jesteśmy myślami w 2014 roku.
UCZESTNICY: